jakbyś pamiętał, że nie słodzę, to wierzyłabym, że jest w tym jeszcze jakaś przyjaźń. wszystkie twoje kulawe psy miały ascendent w skorpionie, ale nikt nam nie chciał wierzyć. bo przecież bóg dał nam panowanie i kagańce, więc po jaką cholerę psu wyć do księżyca. porcelanowe zęby twojej matki pływają w szklance. tej samej, pod którą rano przetrzymywałeś niczemu winne muszki. los chciał, że nienawiść świata padła na nie, żuki, stonkę, ćmy i zaskrońce. a przecież mogło paść na ciebie i twoje dzieci. kule padają blisko. tak mawiała prababka. zachowaj resztę dla siebie. kup jakąś kawę, albo kup jakiś los. jak ten pan ze sklepu, na którego czekał mały piesek. powiedziałam mu, że jego pan szuka szczęścia w żabce i zaraz do niego przyjdzie. los się czasem odwraca, ale byłby chujem, gdyby odwracał się od małych piesków. i tych z ascendentem w skorpionie i każdych innych. a ty, jak to czujesz?
Reposted from damapik via hormeza